Nie od razu bieg zorganizowano...

Dodano: 03.03.2013 12:22

Jakiś czas temu dostałem wiadomość od Krzysztofa Józefowicza o treści „Miłek napisz coś na naszą stronę!”. Pomyślałem sobie, że jest szansa wyrwania się z twórczego niebytu, ale o czym tu pisać kiedy w głowie pustka niczym w opakowaniu po żelku z kofeiną na 38km maratonu. I tak jak na wspomnianym 38km tak i w tym przypadku trzeba było mi zebrać się w sobie i – ostatkiem sił  – zmusić się do intelektualnego wysiłku. Niestety – jak na złość - żaden biegowy temat nie chciał zadomowić się w mojej głowie, aż tu nagle olśnienie! Pomyślałem „kurcze! Chłopaku to takie proste!” jak sam nie masz o czym mówić zapytaj o zdanie innych, mądrzejszych, bardziej doświadczonych na biegowych szlakach. Nabrałem wiatru w żagle i dzierżąc dyktafon w dłoni czym prędzej podążyłem w kierunku domu wspomnianego wyżej Krzysztofa Józefowicza. Czemu z Nim nie zrobić wywiadu – pomyślałem. Wszak był już jeden z biegającym fotoradarem (a co mnie jakiś pajac w przebraniu!), był z przedstawicielką nordic walking, ale nikt nie raczył porozmawiać z osobą, która położyła podwaliny pod organizację biegu Justynów-Janówka.

Czytelniku, oderwij się na chwilę od treningu – wszystko jedno czy biegowego, rowerowego, pływackie czy kijkowego - zrób sobie chwilę przerwy, rozsiądź się wygodnie w fotelu i przeczytaj co ma do powiedzenia Krzysztof Józefowicz – biegacz, triathlonista i dyrektor biegu Justynów-Janówka w jednej osobie.           

Co było pierwsze organizacja biegu czy bieganie? Pytam bo wiem, że są osoby, które tak naprawdę swoją przygodę zaczęły od organizowanego biegu Justynów-Janówka?

Zdecydowanie najpierw było bieganie, nie pamiętam ile lat, ale chyba już nie wiem z sześć-osiem lat się bawię w bieganie albo w jakieś sporty wytrzymałościowe

A co stanowiło tą iskrę zapalną, dlaczego się Pan zainteresował bieganiem?

Nie potrafię odpowiedzieć, to był impuls, to był IMPULS. Ja pamiętam sytuację, gdzie w Łodzi się odbywał półmaraton, nie wiem stwierdziłem miesiąc chyba przed tym półmaratonem, że go UKOŃCZE. Przebiegłem totalnie nieprzygotowany, bez jakiegoś planu. Trening taki mój, mój, według mojego pomysłu. No i POBIEGŁEM.

No to może z innej strony zapytam. Co jest takiego wyjątkowego w bieganiu?

Czy ja wiem czy wyjątkowego? Znaczy, chyba w ogóle w sportach wytrzymałościowych wyjątkowe jest to, że zdanym się jest samemu na SIEBIE. Kiedyś grałem w gry zespołowe amatorsko, na uczelni czy jeszcze w technikum. Tam wszystko zależy od ILUŚ osób, a tutaj wszystko zależy od, od siebie samego i to jest wyjątkowe, plus chyba te słynne ENDORFINY, które gdzieś w którymś momencie dają takiego kopa.

Mówi Pan, że w takich sportach wszystko zależy od siebie samego. Więc czy według Pana bieganie zmienia człowieka?

Na pewno zmienia. We mnie na pewno zmieniło postrzeganie sportu jako takiego, od jakiejś fascynacji coraz to szybszym poprawianiem swoich życiówek, no dążeniem do życiówek, do jakiegoś takiego czerpania satysfakcji w ogóle z samego faktu nie tylko biegania, ale i uprawiania sportu. No bo nie jest tajemnicą, że jest w tym też triathlon, i tak to wygląda.

No właśnie. Wyprzedził Pan trochę moje kolejne pytanie. więc właściwie dlaczego zdecydował się Pan na Triathlon, czy to jest jakaś logiczna całość, kontynuacja kariery biegacza, czy kariery sportowca wyczynowego?

Nie chyba logiczna całość to nie jest. W którymś momencie mając na koncie dziesięć maratonów, półmaratonów pewnie dużo więcej, biegów na dziesięć kilometrów chyba nie aż tak dużo. W którymś momencie chce się spróbować czegoś innego. A w triathlonie chyba największym impulsem było dla mnie to, że ja praktycznie NIE UMIAŁEM PŁYWAĆ! Pamiętam jak się kiedyś topiłem jako dziecko, miałem generalnie traumę i chciałem ją przełamać. Zwłaszcza bałem się pływania na otwartych wodach, i to był główny impuls żeby w ogóle pomyśleć o triathlonie i zacząć to robić.

A czy według Pana bieganie daje jakąś podstawę do treningu triathlonowego?

No na pewno wytrzymałość. Na pewno daje wytrzymałość i wyczucie swojego organizmu. Mnie się wydaje, że po iluś tam wybieganiach, po iluś startach, jestem w stanie wyczuć co się wydarzy nie wiem za pół godziny, za godzinę, z moim organizmem. Wiem czy zrobiłem błąd, czy nie zrobiłem. Organizm daje sygnały, a jak się w porę nie zareaguje to wszystko można zniweczyć.

A jak wygląda taki standardowy dzień biegacza czy triathlonisty?

Znaczy no teraz zimą. Wcześniej zakładałem sobie, że będę rano robił treningi, ale okazało się, że strasznie trudno mi się ZWLEC. Przeszedłem na treningi wieczorne. Standardowy dzień to jest jednak mimo wszystko praca. Później po powrocie, no w późnych godzinach trening na basenie albo bieganie albo w tym momencie rowerowanie na rowerze spinningowym.

Zastanawia mnie jak z teraźniejszej perspektywy ocenia Pan swoją karierę sportowca, swoją drogę od zwykłego „klepania” kilometrów do pokonywania maratonów czy Half-Ironmana?

Jak oceniam? Na pewno część z tych rzeczy robię bardziej świadomie. Staram się to sobie bardziej poukładać. Zrobić to wszystko bardziej z głową. Główny cel przyświeca żeby nie złapać kontuzji, bo jednak przydarzyło się ich parę. Wszystko musi być poukładane, bo wiek prawie pięćdziesiąt lat powoduje, że zrobienie czegokolwiek nie w takiej kolejności pokutuje się potem przez tydzień albo dwa jakimiś kontuzjami.

Mówi Pan praca, trening, więc co na to wszystko żona?

Uzupełniamy się i znalazła alternatywę na Sporterze i też ćwiczy (śmiech). Ostatnio bardzo dużo pracuje i nawet nie ma czasu zająć się moim treningiem, w sensie obserwować go.

Następne pytanie, może z pozoru dziwne, ale skądinąd wiem, że pasja biegania nie ominęła również psów. Jak one podchodzą do tego? Czy chowają się po kątach, czy może też złapały bakcyla?

Psy zdecydowanie złapały bakcyla. Jako ciekawostkę powiem, że ostatnio u fryzjera, fryzjerka dziwiła się, że Westy biegają. TAK POTWIERDZAM WESTY BIEGAJĄ. Dziesięć, dwanaście kilometrów na luzie. One mają życiówkę poniżej pięćdziesięciu minut na dziesięć kilometrów. A to jeden Kundelek a drugi West.

Widzę właśnie, że już ułożyły się do spania. Teraz przejdę do drugiej części wywiadu.

W jaki sposób doszło do idei organizacji biegu Justynów-Janówka?

To jest ciekawe pytanie. Zastanawiam się jak na nie odpowiedzieć. Znaczy bieg, w ogóle żeby zrobić bieg chodziło mi po głowie i nie wiem skąd to mi się wzięło. Chyba taka wewnętrzna potrzeba. Natomiast przez trzy lata zastanawiałem się do kogo dotrzeć żeby w ogóle coś takiego zorganizować. I ktoś mi podpowiedział żeby zacząć od radnego, żeby gdzieś spróbować od tej stronty złapać kontakt. No i zacząłem od sołtysa, od Pani sołtys może tak. Ona mnie skontaktowała ze stowarzyszeniem i wtedy to już samo jakoś poszło.

Pan jako organizator, obserwator sceny biegowej Justynowa-Janówki, jakie widzi korzyści dla społeczności lokalnej wynikające z organizacji takiego biegu?

Jakie są korzyści? W Tej chwili zarówno Justynów jak i Janówka są rozpoznawalne na mapie województwa łódzkiego. Wystarczy wpisać w google Justynów a z automatu pokazuje się też Janówka i wyskakuje strona naszego biegu. No jesteśmy dostrzegani. Spotykam ludzi, gdzie ja ich spotkałem? Chyba na biegu w Pradze, w którymś momencie. Mówili, że u nas biegali. Staliśmy notabene w kolejce do toalety (śmiech).

A może Pan uchylić trochę rąbka tajemnicy, czym zaskoczy nas kolejna Dycha Justynów-Janówka?

A „Piąta Dycha”, to Nordic Walking. To jest teraz chyba strasznie na topie sport. Zresztą na dzień dzisiejszy jest już bardzo dużo osób zapisanych, nawet nie myślałem, że to w takim tempie pójdzie. Wstępnie rozmawialiśmy, że może trzydzieści, czterdzieści osób, ale coraz śmielej myślę, że może tu być bliżej setki nawet. Czas pokaże, zobaczymy.

Co by Pan powiedział ludziom, którzy z jednej strony chcieliby rozpocząć swoją przygodę z bieganiem, ale z drugiej ciągle się wymigują, nie widzą jak zacząć?

Ja twierdzę, że każdy jest w stanie ukończyć maraton w pół roku przygotowań. Mówimy o ukończeniu w czasie powiedzmy pięć godzin, pięć trzydzieści. Każdy kto zacznie prawie od zera, pod warunkiem że będzie stosował reżim treningowy i będzie miał ku temu chęci. Ja do ½ Irona szykowałem się cztery i pół miesiąca no i poszło. Trzeba mieć wizję, trzeba mieć cel i wszystko idzie.

Więc na zakończenie pytanie à propos celów. Jaki jest cel na ten rok?

Jest jeden plan na ten rok. Ukończenie Ironmana w Borównie i to co powiedziałem wcześniej, żeby się nie przytrafiła żadna kontuzja. To są jednak takie wysiłki, że organizm zaczyna się po prostu buntować i co rusz gdzieś się coś odzywa. Mówi przesadzasz stary! Bo już jesteś po prostu na to za stary (uśmiech), ale rozum mówi walcz dalej.

Z Krzysztofem Józefowiczem rozmawiał Miłosz Socha

 

Fot. Iza Górska

 

Powrót

Trucht.com

Partnerzy imprezy:

Patroni medialni: